Dlaczego ludzie pozostają w Druskiennikach?
2020 06 25
Wiele osób przynajmniej raz w życiu marzy sobie, że nadejdzie taki czas, kiedy będą oni mogli odpoczywać w kurorcie nie tylko w czasie wakacji. Przedstawiamy historie trzech osób, które podjęły decyzję przenieść się do Druskiennik, nie czekając starości.
Wilnianinowi Remigijusowi Zizysowi, który w roku 2012 otworzył w Druskiennikach kawiarnię z kawą i deserami Velvetti, nawet się nie śniło, że po kilku latach to miejsce uplasuje się obok najlepszych restauracji Litwy. Z Wilna przeniósł się on do Druskiennik wraz z całą swoją rodziną, zupełnie niespodziewanie.
„Przyjechaliśmy do Druskiennik bez większych ambicji i chęci do przeprowadzki. Tu nabyliśmy pomieszczenie w ramach projektu inwestycyjnego, mieliśmy zamiar je odremontować, sprzedać i wędrować dalej. Załatwiając sprawy i jeżdżąc po mieście, zobaczyliśmy, że miejsce to oferuje mnóstwo możliwości, doskonałą infrastrukturę, a dzięki dużym obiektom, jak na przykład aquapark czy Snow Arena, uzdrowisko jest zawsze pełne życia i ludzi. Jeśli szczerze, to nie widzieliśmy, za co płacimy podatki żyjąc w okolicach Wilna, nie widzieliśmy tej infrastruktury, nawet asfaltowych dróg przez dziesięć lat nie doczekaliśmy, mimo że ludzie przenosili się tam masowo” – opowiada Remigijus.
Opowiada on, że jedną z przyczyn, dzięki której zdecydował się on ze swoją żoną Snieguole przenieść się do Druskiennik, są mocne szkoły, kółka sportowe, artystyczne, muzyczne oraz to, że wszystko jest w zasięgu ręki.
„Wieziemy we wrześniu dzieci do szkoły, po raz pierwszy, stresujemy, jest za dziesięć minut ósma, aż tu syn przypomina, że zapomniał torbę sportową w domu. Cóż, wracamy po tę torbę, zdążamy przyjechać na czas i zaledwie po 12 minutach już piję kawę na tarasie swojego domu. Trudno coś takiego wyobrazić sobie w Wilnie, policzyłem, że w ciągu dnia ponad godzinę spędzamy jedynie w drodze do pracy i z pracy do domu. Ponad dobę miesięcznie! Po co marnować tyle życia?” – pyta Remigijus.
Wspomina, jak raz, gdy rozbolała go się głowa w skutek zbyt dużej ilości czystego powietrza, w drodze do Wilna dopędził on ciężarówkę, otworzył okno i świadomie wąchał spaliny, aby otrzymać dawkę „wileńskiego powietrza” i w taki sposób zwalczyć migrenę.
Nowo upieczony mieszkaniec Druskiennik zdradza, że wlać się w życie wspólnoty udało nie od razu. „Przyjeżdżasz, patrzysz – jedno kółko Rotary zaprasza do siebie, inne – gdzie indziej. A jeszcze te rozmowy o miejscowej polityce nastraszyły z góry. Mówiłem, uniosę szwajcarski sztandar i z nikim nie będę mieć do czynienia, ale w ciągu kilku lat wleliśmy się w tryb miasta i zostaliśmy jego częścią” – uśmiecha się.
Remigijus mówi, że ze swoim szwajcarskim sztandarem w sercu nie chce nikogo pobłażać, jednak opierając się w boki chwali sposób traktowania przedsiębiorców przez samorząd. „Tu urzędnicy są niczym napompowani, pracują jak sekciarze, wykonują projekty jeden po drugim, „Litwa zaczyna się od Druskiennik” i podobnie. Myślałem, że w soboty zostawiają światła włączone, a potem słyszę przez otwarte okno – klawisze stukają, okazuje się – pracują. Czy widzieliście gdzieś, aby samorząd pracował w sobotę wieczorem? Widzieliście, aby sami zapraszali odebrać pozwolenie tego samego dnia?” – dziwi się Remigijus.
Mężczyzna doznał, że „życie w Druskiennikach toczy się wstecz”, bo prace obracają się wokół sezonów letnich i weekendów. „Teraz żyjemy po prostu inaczej. Jeśli wiesz, że mają wystawić sztukę lub ma odbyć się inna interesująca impreza, śmiało darujesz sobie pół dnia, ładnie się ubierasz, jedziesz zjeść obiad, spotykasz się z kolegami, spędzasz czas spokojnie, a nie między kamieniami młyna czasu. Zupełnie inna jakość obcowania, pojawiło się czucie życia. Ta wsteczność życia może być nawet sympatyczna!” – fascynuje się on.
„Druskienniki to idealnie miejsce do życia – mówi Remigijus. Nie do starzenia się, jak wielu z nas czasami myśli, a właśnie do życia, tu i teraz”.
O tym, czym się zajmują kobiety w Druskiennikach
Mieszkanka Onikszt Sigita Slapiene, która przez dłuższy czas mieszkała z mężem w Poniewieżu, często przyjeżdżała do Druskiennik, aby wypocząć, odwiedzić SPA lub pospacerować ścieżkami sośniaków. W końcu to miasto stało im się bardzo bliskie, dlatego też kupili tu mieszkanie. Dziś rodzina zwie Druskienniki swoim drugim domem. Póki mąż większość czasu spędza w pracy w Poniewieżu, Sigita w tym czasie zasługuje tytuł najaktywniejszej kobiety Druskiennik.
„Każdego dnia w Druskiennikach czuję, że żyję – uśmiecha się Sigita. – Choć przyjeżdżam tu wypocząć, przez cały czas jestem czymś zajęta, przecież my – kobiety – zawsze znajdziemy coś do robienia. W Druskiennikach poznaję mnóstwo ludzi, już siódmy rok uprawiam Nordic Walking, codziennie przechodzę co najmniej 10 000 kroków – tak zaleca lekarz. W domu uprawiam jogę, tybetańskie ćwiczenia na oddychanie, często jeżdżę rowerem, latem i jesienią chodzę do lasu – zbieram jagody lub grzyby. Tylko zdążaj się obracać, tu nigdy nie jest nudno”.
Sigita cieszy się, że w Druskiennikach często odbywają się najróżniejsze imprezy kulturalne – wystarczy ochota i czas, aby wszystko zwiedzić. W bibliotece często odbywają się spotkania ze słynnymi pisarzami, to miasto jest coraz odwiedzane przez przyrodnika Salemona Paltanaviciusa, który organizuje tu lekcje, odbywają się imprezy ku czci M. K. Cziurlionisa. W kościele często brzmi muzyka – tu koncerty dają pianiści, organiści, piosenkarze, przychodzi wielu słuchaczy.
Według Sigity miasto Druskienniki jest jednym z najbezpieczniejszych i najporządniejszych miast w naszym kraju. „Wszystkie ulice i ścieżki w Druskiennikach są oświetlone, samo miasto zaś uporządkowane nieskazitelnie. Jeśli jedne kwiaty przekwitają, w ciągu kilku dni sadzone są nowe. Jeśli coś się złamie, wszystko zostaje posprzątane w kilka godzin. Kwietniki, barwy, ornamenty co roku są inne. Stale fotografuję, nie mogę przejść obojętnie, każdy zakątek jest tu wspaniały”.
Jednym z najbardziej ulubionych miejsc kobiety jest park K. Dineiki. Latem ludzie tu ćwiczą, tańczą, czytają książki w wygodnych fotelach lub po prostu opalają się. Sigita niezwykle lubi terapeutyczne aromaty w parku z różami, cieszy się, że nie brakuje tu działalności dla nikogo – dla dzieci wygospodarowano place do zabaw, dla dorosłych – stoły do gry w ping-ponga.
„Na danym etapie życia stać mnie na podróżowanie – wraz z grupą przyjaciół zwiedziliśmy już Europę, Australię, Tasmanię, Wietnam, jednak Druskienniki są dla mnie odświeżeniem duszy – opowiada Sigita. – Tu zawsze czerpię energię i spokój. Tak dobrze jest pospacerować wzdłuż Niemna – niezwykle piękny szlak. Las, czyste powietrze, ten biały mech… Wychodzisz na zewnątrz i już czujesz ich aromaty. W niedalekiej przyszłości chciałabym tu przenieść się na stałe, abyśmy nie musieli jeździć. Próbuje namawiać męża, czuję, że już wkrótce się uda, bo ona kocha to miasto tak samo”.
Około 25 lat oczekiwania i 1500 km drogi do rozmowy z pracodawcą
„25 lat czekałem na swoje Druskienniki – rozpoczyna opowiadanie Vilmantas Matkevicius, były koszykarz legendarnej ligi wileńskiej Statyba. – Odkryłem to miasto jeszcze w młodości – po raz pierwszy tu przyjechałem do obozu koszykarskiego. Urzekł mnie ten biały mech, lasy, jeziora i rzeki w centrum miasta. To miasto posiada jakąś niezwykłą aurę. Już wówczas zrodziła się myśl, że jeśli kiedyś będę w życiu coś zmieniać, to na pewno przeniosę się do tego miasta”.
Żona Vilmantasa – Rasa – pochodzi z Druskiennik, jednak para zapoznała się w Wilnie, w dzielnicy Sauletekis, w studenckiej stołówce. „Całkiem ciekawy i śmieszny zbieg okoliczności, że najpiękniejsza kobieta świata pochodzi z ulubionego miasta” – uśmiecha się mężczyzna.
„Po karierze w lidze Statyba wyjechaliśmy żyć do Niemiec na podstawie 10-letniego kontraktu – opowiada były koszykarz. – Już po 2–3 latach zaczęliśmy marzyć, że gdy wrócimy na Litwę, przeniesiemy się do Druskiennik. Kupiliśmy tam stary domek, co roku po powrocie na urlop remontowaliśmy go, porządkowaliśmy. Jednak tak się ułożyło, że w Niemczech zatrzymaliśmy się na 25 lat. Tyle lat czekałem na swoje Druskienniki!”
Mężczyzna przypomina, że w celu zatrudnienia się w Druskiennikach, musiał pokonać odległość aż 1500 km. „Bardzo chciałem wrócić do pracy na Litwę. Gdy dowiedziałem się, że ogłoszono konkurs na miejsce pracy w Centrum Turystycznym w Druskiennikach, wsiadłem do samochodu, jechałem przez całą noc i otrzymałem pracę” – opowiada Vilmantas, obecnie już obejmujący stanowisko dyrektora Centrum Sportowego w Druskiennikach.
Najbardziej Vilmantasowi imponuje porządek panujący w tym uzdrowisku, do którego on się przyzwyczaił przez 25 lat życia w Niemczech. „Nasi przyjaciele z Niemiec, którzy nas czasem odwiedzają, wciąż zwracają uwagę na nieskazitelny porządek i podziwiają infrastrukturę. My już nie tak bardzo zauważamy, jak tu wszystko się zmienia” – mówi mężczyzna.
Vilmantasowi, jako osobie prowadzącej działalność sportową z młodych lat, duże znaczenie ma to, że w Druskiennikach istnieje szerokie spektrum gałęzi sportu. A ofert działalności w tym mieście naprawdę nie brakuje – w zarządzanym przez niego centrum sportowym można grać w koszykówkę, piłkę ręczną, piłkę nożną, siatkówkę, ćwiczyć sztuki walki, w aquaparku – uczyć się pływania lub nurkowania, jeżdżenia na nartach przez cały rok – w Snow Arena, doskonalenia zwinności rąk i reakcji – na kortach tenisowych, a na wspaniałych polach golfowych za miastem – grać w golfa.
„Mnie, jako osobie, która część życia spędziła w Niemczech, gdzie aquaparki liczone są dziesiątkami, zadziwia to, że Parkowi Wodnemu w Druskiennikach nie są potrzebne dotacje samorządu – działalność przynosi zysk, podatki są płacone w sposób regularny i przejrzysty. To naprawdę dobry przykład skutecznej działalności” – mówi mężczyzna.
Vilmantas przyznaje się, że w pewnym momencie wątpił w możliwość zamieszkania w Druskiennikach. „Po odzyskaniu niepodległości uzdrowisko stopniowo zamieniało się w miasto-marę z pustymi ulicami, wyłączonymi latarniami, kruszącymi się budynkami sanatoriów. A jednak dokonaliśmy właściwego wyboru, wyczekaliśmy, aż Druskienniki znowu zakwitną, i teraz jest nam bardzo dobrze tu żyć.